W skończonym 29 tygodniu ciąży pojechałam na wizytę.
Na usg była jakaś pacjentka, a że musiałam już mieć ktg (podobno od 28 tygodnia) to najpierw poszłam na ktg. Młoda miała czkawkę, tętno skakało jak chciało. Z 15-20minut leżałam ponad pół godziny.
Potem usg. Weszliśmy z Mężem i na początku wszystko ok. Potem okazało się, że w obwód brzuszka dziecka jest za mały o półtora tygodnia. Reszta ok. Dzięki długim nóżkom waga jest w normie.
Przewidywana waga: 1240g.
Pani dr poleciła brać medargin na polepszenie pracy łożyska. Poinformowała nas, że tak zaczyna się hipotrofia u dziecka - najpierw widoczna jest po obwodzie brzuszka. Być może łożysko nie jest tak wydolne jak być powinno. Zapytałam czy powinnam coś jeść lub nie jeść, aby polepszyć jego funkcje, ale pani dr powiedziała, że jeśli będę więcej jeść to co najwyżej ja mogę nabrać większej masy, nie dzidziuś w brzuchu.
Potem już niby było ok, już wydawało mi się, że zaraz będę schodzić z leżanki, a pani dr zauważyła niedomykalność zastawek. Nawet ja - laik - od razu wychwyciłam to na monitorze. Niedomykalność zastawki trójdzielnej i niedomykalność zastawki mitralnej. Potem pani dr zmierzyła kość nosową - od razu o to zapytałam, ale odpowiedziała, że musi wszystko posprawdzać. W domu doczytałam, że ponad połowa dzieci z niedomykalnością zastawki trójdzielnej rodzi się z zespołem Downa. Ale też o tym, że ta niedomykalność wykryta w badaniu prenatalnym, a więc w 12 tygodniu. U nas zarówno wtedy jak i w 18t i 22t było wszystko dobrze. Zapytała mnie czy nie byłam chora. No nie byłam. Potem wizyta u lekarza prowadzącego, który ponowił pytanie o chorobę. Nie byłam chora ani ja, ani Mąż, ani Mat. Może czasem budziłam się z niefajnym uczuciem w gardle, ale zwalałam to na suche, blokowe powietrze, bo po śniadaniu już było ok.
Wód dużo więcej niż poprzednio - z 9,0 do 15,6. Zainstalowałam sobie aplikację przypominającą o piciu wody. Być może to miało wpływ.
Dostałam antybiotyk Amoksiklav, skierowanie na morfologię, CRP, mocz i posiew.
Jeśli niedomykalność się nie cofnie, a hipotrofia będzie postępować to pewnie zakończy się wcześniejszą cesarką. Jest lęk.
W tym wszystkim mój Mąż. Pytam go po usg "I co teraz?", a on, że zaraz przyjedzie mój Tata po niego i zawiezie go do pracy. Ręce mi opadły. Chociaż fakt, nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Jesteśmy bezradni, bezsilni. Mogę brać leki i robię to, ale pewności, że to cokolwiek naprawi nie ma. I jeszcze ten zespół Downa. Przeraża mnie taka ewentualność.
Do tego wszystkiego dokupiłam sok z aronii - przeciwwirusowo, przeciwbakteryjnie, przeciwgrzybiczo.
Jeszcze półtora tygodnia do następnego usg.
Na zdjęciu +12kg od początku ciąży.
Co poza tym (bo ostatnimi czasy to głównym tematem jest ciąża)...
Mat nauczył się jeździć rowerem bez bocznych kółek - jestem meeeega dumna. W związku z tym, że w tamtym roku zraził się do jazdy na rowerze - Tomek go puszczał pomimo, że on się bał - i teraz był problem. Wymyśliłam, że pojedziemy, żeby mógł sobie wybrać wymarzony rower, na którym nie będzie się bał jeździć. Opowiedziałam mojemu Tacie o tym pomyśle i dwa dni później przywiózł malutki rowerek (zrobiony z kilku) -taki, że Mat dotykał ziemi całymi stopami. W ten sposób przełamał się do wsiadania na rower i załapał, że jak duże koło jest w dołku to trzeba odepchnąć się nóżkami. I mieliśmy pojechać po ten normalny rowerek z długą rączką - moja Mama miała go nauczyć na swoim urlopie. Mąż się nie zgodził. Powiedział, że tyle rowerów i rowerków stoi u teściowej, że nie będziemy kupować następnego. I pojechaliśmy, żeby spróbował. Kilka razy go poprowadziłam, potem Tomka brat i zaczął jeździć - bez kółek, sam - na tym rowerze, na którym rok temu się zraził. Teraz wiem, że rok temu powinien zaczynać z mniejszego, bo na tym jeszcze nie dotykał ziemi. Jestem mega dumna. On jest mega szczęśliwy :)
Poza tym stracił kolejnego mleczaka:)
A już za kilka dni po prawie 16. latach nasza I rocznica ślubu. Zamówiłam fotoalbum z prawie 400 zdjęć - do tej pory nie mamy wywołanych zdjęć ze ślubu, wesela i sesji w plenerze.
Będzie dobrze :) tylko nie czytaj za dużo artykułów w necie aby się nie stresować !:)
OdpowiedzUsuńKorniszon dopiero uczy się jeździć na dwóch kółkach. Żeby mamy jeszcze wszystkie :p a w połowie plomby:/
Wiesz co Monia...nie mam pojecia o tych zdrowotnych komplikacjach.... mam nadzieje jednak, ze lekarze trzymaja reke na pulsie i w razie potrzeby zrobia wszystko co mozliwe aby Malutka dobrze wystartowala w zycie. Trzymam kciuki i...mysl pozytywnie...sciskam :*
OdpowiedzUsuńPs. jak fajnie to brzmi- "z Mezem" :)
Sądzę, że jeżeli byłaby poważna sprawa skierowali by Cię do szpitala. Nie ma co panikować tylko spokojnie czekać. Będzie dobrze i tego się trzymajcie.
OdpowiedzUsuń