środa, 2 listopada 2016

Wyjec

Tiaaaaa. Wyjec - idealne określenie mojego syna od dwóch tygodni.
Naprawdę idzie zwariować.
Płacze o wszystko. Każdy powód dobry.
Próbuje stawiać na swoim. Wymuszać.
Krzyczy, piszczy, próbuje bić. Pokazuje język (to chyba z przedszkola, bo nigdy tak nie robił).
"Kulwica" go bierze o wszystko.
Nogi zakłada na ściany, na stół.
Sprawdza naszą cierpliwość, dochodzi do granic i niejednokrotnie je przekracza.
Ma lęki.
Nie pójdzie z pokoju do kuchni (!) wyrzucić śnieci do kosza.
Nie pójdzie sam do łazienki.
Często powtarza, że nie chce, żebym umarła, bo on zostanie sam (!!!) i w płacz.

Co się stało z moim Matełciem - "chłopakiem na medal"?
Wczorajsza wieczór: "Mamo, ja wiem, że jak jestem taki niegrzeczny to nie jestem chłopakiem na medal, ale jak tak powolutku wszedłem do wanny (żeby nie zachlapać pół łazienki) i jak nie będę uciekał dzisiaj przed piżamą (po myciu dostaje jakiejś głupawki i biega nago po pokoju) to będę?"
Kocham. Normalnie kocham.