czwartek, 27 października 2016

Zmęczona....

Wstaję o 6:30, wymieniam się z Tomkiem i on szykuje Mateuszka do przedszkola, a ja pędzę do pracy. Zazwyczaj też Tomek odbiera Matiego. Ja wracam dopiero około 17....
Po pracy jadę do Tomka, jemy obiad i przed 20 wracam z Mateuszem do domu. Kolacja, kąpanie, (chociaż u niego w odwrotnej kolejności), książka i śpi. Kiedy on zasypia robię jeszcze jakieś pranie czy zmywam. Odkurzanie czeka na weekend. Ale jak już jest ta sobota to wstaję rano, szykuję śniadanie i obiad i około 10 idę znowu spać.
Te codzienne późne powroty, kiedy na nic nie ma czasu wykańczają mnie. Po prostu nie mam siły. Na szczęście Mati to bardzo mądry chłopczyk. Tłumaczę mu, że jestem śpiąca, zmęczona i po prostu idę spać, a on wyjmuje zabawki i się bawi (ewentualnie cichaczem wchodzi na krzesło i sięga słodycze z górnej szafki;)).
Niestety zmienia się o 180 stopni kiedy jesteśmy razem w trójkę. Ewidentnie stara się zwrócić na siebie uwagę.
Mati całkiem nieźle radzi sobie w przedszkolu. Po chorowitym wrześniu, nastał spokojny październik (tfu, tfu, aż nie chcę zapeszać)...
Jutro czeka mnie rozmowa z szefem... Odnośnie godzin pracy.... Bo zaraz będę musiała odbierać Matełcia (Tomek na inne zmiany, a nie chcę codziennie prosić Tatę, żeby przyjeżdżał), a nie chcę, żeby musiał czekać jako ostatni... 

2 komentarze: